wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział 21

Usłyszałam stukanie naczyń w kuchni. Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku. Dochodziła 9 więc ruch w kuchni na pewno nie było przyczyną włamania. Zeskoczyłam szybko z łóżka, chwyciłam przelotnie szlafrok i założyłam go na siebie. Pchnęłam drzwi i na palcach ruszyłam po schodach. Pierwszy, drugi, trzeci, ugh zaskrzypiał. Skradłam się pod same drzwi do kuchni i zobaczyłam... mamę!
-Mamo!-krzyknęłam a kanapka, którą właśnie sobie zrobiła upadła, uderzając masłem o biały blat. Odwróciła się szybko, podbiegła do mnie i mocno przytuliła.
-Kochanie, słyszałam co się stało kiedy mnie nie było..- odsunęłam się od niej i pytającym wzrokiem spojrzałam na nią. Skąd wiedziała? Patrzyła na mnie i nie wiedziała co powiedzieć, miała łzy w oczach. -Tak mi przykro..
-Skąd wiesz?-spytałam ciekawa
-Niall do mnie zadzwonił, cały roztrzęsiony przekazał mi to co mu powiedziałaś. Byliście na policji?
-Tak. Następnego dnia.- przytuliła mnie mocniej do siebie.- Jak tam u babci?
-Dziadek narzeka, że boli go wszystko, a babcia jak babcia, cały dzień krząta się po domu i ściera kurz nawet tam gdzie go nie ma. Muszę pojechać dziś do zakładu pogrzebowego zobaczyć czy wszystko jest gotowe. -wymusiłam sztuczny uśmiech i poszłam postawić wodę na herbatę. -a Niall? Pojechał?
-Um.. tak..wczoraj wieczorem
-Zleci szybko zobaczysz.
-Zobaczę go za 3 miesiące. - spojrzała na mnie zaciekawionym wzrokiem i usiadła przy stole, wychlapując trochę zimnej już kawy na stół.- Zaplanowałam z Harrym niespodziankę dla niego. W agencji szykuje się duże zlecenie, więc wpadnie mi do kieszeni trochę grosza. Przeznaczę te pieniądze na bilet do chłopaków. Harry ma za zadanie napisać mi, w którym hotelu wtedy będą...
Jakieś auto podjechało pod nasz dom. Usłyszałyśmy cichy dźwięk gaszącego się silnika, a zaraz po tym trzask drzwiami samochodu. Podeszłam do okna i zobaczyłam niskiego mężczyznę, lekko posiwiałego. Jego twarz była zmęczona. Podkrążone oczy mówiły, że bardzo dużo pracuje. Nie musiałyśmy długo czekać, na dzwonek. Podbiegłam do drzwi i otworzyłam. Był troszkę wyższy ode mnie, a jego twarz z bliska wydawała się jeszcze bardziej stara.
-Tak?- spytałam
-Dzień dobry. Nazywam się Vincent Cooper. Czy Pani to Anne Adams?
-Nie. Proszę za mną.- zamknęłam drzwi gdy mężczyzna przeszedł przez próg i zaprowadziłam go do kuchni, tam gdzie siedziała mama.- Mamo, ten pan do Ciebie.
-Dzień dobry Pani. Nazywam się Vincent Cooper. Jestem adwokatem Pani męża i przyszedłem odczytać jego testament. Niestety Ty- w tym momencie wskazał na mnie- nie możesz przy tym być.
-Jak to? -spytałam z oburzeniem
-Takie zasady- odgryzł się. Zmierzyłam go wzrokiem, zeskoczyłam z blatu i wyszłam z kuchni. Opóźniając krok starałam się usłyszeć chociaż początek tego co zapisał nam tata, ale ten gościu miał chyba uszy słonia bo dopiero gdy zaczęłam się wspinać po schodach usłyszałam jak rozpina swoją teczkę. Pościeliłam łóżko ponieważ nie zdążyłam zrobić tego wcześniej i usiadłam na skraju. Nie usiedziałam długo spokojnie i zaczęłam bawić się pantoflami. Położyłam się na plecach, ale zapomniałam o drobnym szczególe. Loki spał za mną. Zaskuczał cicho i obrażony poszedł spać dalej na poduszki.
                                                                    ***
Ile on tam będzie jeszcze siedział. Już 15 minut siedze bezczynnie w pokoju i myślę co mogłoby się znajdować w testamencie i w ogóle dlaczego tata napisał go tak wcześnie. Włączyłam laptopa i zaczęłam szukać najtańszych szkół prawa jazdy. Kiedyś muszę zdać egzamin. Zastanawiam się nad tym już od długiego czasu, aż w końcu trzeba ruszyć tyłek i zabrać się za to. Mój telefon leżący na skraju łóżka zaczął  wibrować i spadł na ziemię. Sms od Nialla.
Mały uśmiech wkradł się na moje spierzchnięte usta.
                                                    
Zeskoczyłam z łóżka i podbiegłam do szafy. Kremowy wełniany sweterek, który z niej wypadł wydał mi się idealny na dziś. Dobrałam czarne rurki i poszłam do łazienki nałożyć trochę makijażu. Kiedy skończyłam ubrałam moją kurtkę zabrałam telefon i wyszłam. Ten gościu jeszcze tam siedział, ale nie zwracając uwagi na niego poinformowałam mamę, że wychodzę. 
-Cholera jasna-krzyknęłam kiedy kopnęłam małym palcem w kąt narożnej szafki. Dokuśtykałam do szafki z butami i ubrałam je. Oczywiście zapomniałam zapiąć kieszeni i cała jej zawartość wleciała na ziemię. Pozbierałam je szybko i wybiegłam z domu. Nie patrząc na boki wbiegłam na ulicę i usłyszałam tylko klakson...




_______________________________________________________________
Jeju ile mnie tutaj nie było :)
przepraszam małe problemy z chłopakiem z resztą byłym już :)
jestescie ciekawi co stało się Kate? komentujcie następny rozdział raczej nie pojawi się w tak długim odstępie czasu tak jak ten 
no to mysle ze sie spodoba